Mieszkańcy podrzeszowskiej gminy Dynów liczą straty po nawałnicy i gradobiciu. Kule lodu podziurawiły dachy domów i elewacje, ogołociły też hektary upraw na polach. Wojewoda twierdzi, że niektórzy samorządowcy zbagatelizowali alerty.
Agnieszka Lipska (PAP), Marcin Kobiałka (RzN)
– Pojawiły się czarne chmury, zaczął padać deszcz, wiatr rozpędził się pewnie do 100 km/h, a potem spadały kule gradu, niektóre wielkości piłek do tenisa. Trwało to może 25 minut – opowiada mieszkaniec Harty w gminie Dynów Wacław Balawender.
Jego dom jest jednym z wielu, które uszkodziła sobotnia nawałnica. – Podziurawiony dach, elewacja, rynny, zniszczone panele fotowoltaiczne i trzy samochody. Sąsiedzi stracili 20 hektarów kukurydzy, kolega miał 30 ha – wylicza straty.
– W Harcie nie ma domu, który by nie ucierpiał. Zniszczone są pokrycia dachowe, elewacje albo okna – mówi Wojciech Piech, wójt Dynowa. Nawałnica zniszczyła też budynki w Ulanicy i Bachórzu. W sumie około 700 domów.
Rolnicy: nie ma nic
Straty są też w rolnictwie. W wielu miejscach zniszczenia wynoszą nawet 100 procent. – Na polach wszystko zbite. Kukurydza połamana, zboże położone. Nie ma nic – opisuje rolnik, Wiesław Kruczek.
We wtorek prace rozpoczęły dwie komisje ds. szacowania strat. Jedna zajęła się zbieraniem dokumentacji w terenie. Druga przyjmuje wnioski od mieszkańców, które będą podstawą do wypłaty pomocy.
Wojewoda podkarpacki Teresa Kubas-Hul dzień wcześniej informowała, że poszkodowanym przysługują trzy zasiłki. Na pomoc doraźną w wysokości do 6 tys. zł, na remont budynku gospodarczego do 100 tys. zł, a na pomoc w odbudowie domu do 200 tys. zł.
– Jesteśmy gotowi uruchomić pomoc z dnia na dzień – mówiła wojewoda. Już w poniedziałek po południu podpisała pierwsze decyzje o przelaniu zasiłków doraźnych na konta poszkodowanych.
Sugerowała też, żeby samorządy nie czekały zanim zbiorą wszystkie protokoły. – Wystarczy nam komplet dokumentów od pojedynczych osób i natychmiast przekażemy płatności dla mieszkańców – mówiła.
Plandek nie kupili
Jeszcze w poniedziałek po południu Teresa Kubas-Hul pojechała do rzeszowskiego ratusza, gdzie Andrzejowi Decowi (KO), obecnemu wiceszefowi rady miasta, oraz prezydentowi Konradowi Fijołkowi wręczyła Odznaki Honorowe za Zasługi dla Samorządu Terytorialnego.
Kubas-Hul podczas wizyty w ratuszu zaapelowała do rzeszowskich samorządowców, by nie bagatelizowali spraw związanych z zarządzeniem kryzysowym. Sam Rzeszów po ostatniej nawałnicy nie zanotował, na szczęście, żadnych nadzwyczajnych szkód.
Ale wojewoda przypomniała, że już w czwartek i piątek wysyłała do podkarpackich powiatów wysyłała pisma, by byli przygotowani na anomalie pogodowe. – Niektórzy podeszli do tego z dużą powagą i odpowiedzialnością – mówiła w ratuszu Kubas-Hul.
– Ale byli i tacy, którzy, jak trzeba było dostarczyć wczoraj [w niedzielę – przyp. red.] plandeki, to mówili, że nie mają w magazynie. A jak pytałam: dlaczego nie macie, to odpowiadali: bo nie kupiliśmy – mówiła wojewoda.
Gdy zapytała samorządowców, dlaczego nie zareagowali na pismo o nadchodzącym kataklizmie, to usłyszała: „Takich pism zawsze wiele dostawaliśmy, myśleliśmy, że to jest kolejne, przypominające, że trzeba magazyny uzupełniać”.
Bezpieczeństwo ponad wszystko
Kubas-Hul nie powiedziała, o jaką gminę chodzi, ale wiadomo, że w sobotę z wojewódzkiego magazynu zarządzania kryzysowego właśnie dla gminy Dynów wydano 30 plandek do zabezpieczenia zniszczonych dachów, drugie 30 przekazano w niedzielę.
– Bezpieczeństwo mieszkanek i mieszkańców Rzeszowa jest ponad wszystko – apelowała do radnych Kubas-Hul. – Podchodźcie z należytą powagą do spraw związanych z zarządzaniem kryzysowym, żebyście byli przygotowani na zdarzenia nadzwyczajnej – dodawał.
– Możecie liczyć na moje wsparcie – zapewniała wojewoda.
Gwałtowne zjawiska pogodowe największe straty spowodowały w powiatach: rzeszowskim, jarosławskim, przemyskim, przeworskim i brzozowskim. Służby wojewody przekazały, że na terenach dotkniętych nawałnicą w sobotę brało udział ponad 2,7 tys. strażaków.
Mieszkańcy podrzeszowskiej gminy Dynów liczą straty po nawałnicy i gradobiciu. Kule lodu podziurawiły dachy domów i elewacje, ogołociły też hektary upraw na polach. Wojewoda twierdzi, że niektórzy samorządowcy zbagatelizowali alerty.
Agnieszka Lipska (PAP), Marcin Kobiałka (RzN)
– Pojawiły się czarne chmury, zaczął padać deszcz, wiatr rozpędził się pewnie do 100 km/h, a potem spadały kule gradu, niektóre wielkości piłek do tenisa. Trwało to może 25 minut – opowiada mieszkaniec Harty w gminie Dynów Wacław Balawender.
Jego dom jest jednym z wielu, które uszkodziła sobotnia nawałnica. – Podziurawiony dach, elewacja, rynny, zniszczone panele fotowoltaiczne i trzy samochody. Sąsiedzi stracili 20 hektarów kukurydzy, kolega miał 30 ha – wylicza straty.
– W Harcie nie ma domu, który by nie ucierpiał. Zniszczone są pokrycia dachowe, elewacje albo okna – mówi Wojciech Piech, wójt Dynowa. Nawałnica zniszczyła też budynki w Ulanicy i Bachórzu. W sumie około 700 domów.
Rolnicy: nie ma nic
Straty są też w rolnictwie. W wielu miejscach zniszczenia wynoszą nawet 100 procent. – Na polach wszystko zbite. Kukurydza połamana, zboże położone. Nie ma nic – opisuje rolnik, Wiesław Kruczek.
We wtorek prace rozpoczęły dwie komisje ds. szacowania strat. Jedna zajęła się zbieraniem dokumentacji w terenie. Druga przyjmuje wnioski od mieszkańców, które będą podstawą do wypłaty pomocy.
Wojewoda podkarpacki Teresa Kubas-Hul dzień wcześniej informowała, że poszkodowanym przysługują trzy zasiłki. Na pomoc doraźną w wysokości do 6 tys. zł, na remont budynku gospodarczego do 100 tys. zł, a na pomoc w odbudowie domu do 200 tys. zł.
– Jesteśmy gotowi uruchomić pomoc z dnia na dzień – mówiła wojewoda. Już w poniedziałek po południu podpisała pierwsze decyzje o przelaniu zasiłków doraźnych na konta poszkodowanych.
Sugerowała też, żeby samorządy nie czekały zanim zbiorą wszystkie protokoły. – Wystarczy nam komplet dokumentów od pojedynczych osób i natychmiast przekażemy płatności dla mieszkańców – mówiła.
Plandek nie kupili
Jeszcze w poniedziałek po południu Teresa Kubas-Hul pojechała do rzeszowskiego ratusza, gdzie Andrzejowi Decowi (KO), obecnemu wiceszefowi rady miasta, oraz prezydentowi Konradowi Fijołkowi wręczyła Odznaki Honorowe za Zasługi dla Samorządu Terytorialnego.
Kubas-Hul podczas wizyty w ratuszu zaapelowała do rzeszowskich samorządowców, by nie bagatelizowali spraw związanych z zarządzeniem kryzysowym. Sam Rzeszów po ostatniej nawałnicy nie zanotował, na szczęście, żadnych nadzwyczajnych szkód.
Ale wojewoda przypomniała, że już w czwartek i piątek wysyłała do podkarpackich powiatów wysyłała pisma, by byli przygotowani na anomalie pogodowe. – Niektórzy podeszli do tego z dużą powagą i odpowiedzialnością – mówiła w ratuszu Kubas-Hul.
– Ale byli i tacy, którzy, jak trzeba było dostarczyć wczoraj [w niedzielę – przyp. red.] plandeki, to mówili, że nie mają w magazynie. A jak pytałam: dlaczego nie macie, to odpowiadali: bo nie kupiliśmy – mówiła wojewoda.
Gdy zapytała samorządowców, dlaczego nie zareagowali na pismo o nadchodzącym kataklizmie, to usłyszała: „Takich pism zawsze wiele dostawaliśmy, myśleliśmy, że to jest kolejne, przypominające, że trzeba magazyny uzupełniać”.
Bezpieczeństwo ponad wszystko
Kubas-Hul nie powiedziała, o jaką gminę chodzi, ale wiadomo, że w sobotę z wojewódzkiego magazynu zarządzania kryzysowego właśnie dla gminy Dynów wydano 30 plandek do zabezpieczenia zniszczonych dachów, drugie 30 przekazano w niedzielę.
– Bezpieczeństwo mieszkanek i mieszkańców Rzeszowa jest ponad wszystko – apelowała do radnych Kubas-Hul. – Podchodźcie z należytą powagą do spraw związanych z zarządzaniem kryzysowym, żebyście byli przygotowani na zdarzenia nadzwyczajnej – dodawał.
– Możecie liczyć na moje wsparcie – zapewniała wojewoda.
Gwałtowne zjawiska pogodowe największe straty spowodowały w powiatach: rzeszowskim, jarosławskim, przemyskim, przeworskim i brzozowskim. Służby wojewody przekazały, że na terenach dotkniętych nawałnicą w sobotę brało udział ponad 2,7 tys. strażaków.