May 19, 2025
fot. UR

Karol Nawrocki zdobył na Podkarpaciu 42,77 proc. głosów, pokonując drugiego Rafała Trzaskowskiego, który uzyskał 17,90 proc. poparcia.

O specyfice prawicowego regionu, rekordowej frekwencji i rosnących wpływach skrajnej prawicy rozmawiamy z dr. Dominikiem Szczepańskim z Uniwersytetu Rzeszowskiego, specjalistą od zachowań wyborczych w województwie podkarpackim.

Jak interpretuje Pan wysoką frekwencję wyborczą na Podkarpaciu?

Frekwencja jest jedną z najwyższych w kraju. To chyba największa frekwencja, jaką nasze województwo zanotowało od 1990 roku, czyli odkąd mamy wybory prezydenckie w Polsce. Świadczy to przede wszystkim o tym, że mieszkańcy regionu są poważnie zainteresowani przemianami demokratycznymi w naszym kraju. Jednocześnie wysokie zaangażowanie odzwierciedla zróżnicowane poparcie społeczne dla poszczególnych kandydatów.

Jaki wpływ na wyniki wyborów na Podkarpaciu ma struktura demograficzna regionu?

Tak, to jest główny czynnik decydujący. Ten podział wieś-miasto, obszary rolnicze versus obszary typowo miejskie, zurbanizowane, ma ogromny wpływ na to, jak głosują wyborcy w naszym regionie. Warto pamiętać, że tereny, które zostały wcielone do województwa podkarpackiego, zawsze były silnie prawicowe i ludowe. Nawet w okresie przedwojennym obecne Podkarpacie było silnym ośrodkiem głosującym prężnie na formacje ludowe. Po 1989 roku ta tendencja odwróciła się w kierunku partii prawicowych, a po 2000 roku, czy nawet od 1997 roku, kiedy mieliśmy wybory z udziałem AWS, ten trend jeszcze bardziej przybrał na sile.

Co ciekawe, nie mówimy już tylko o samej prawicy, ale o wyraźnych i zdecydowanych wpływach skrajnej prawicy, czyli środowisk konfederacyjnych. Również kandydat Grzegorz Braun uzyskał znaczące poparcie. Te tendencje skrajnej prawicy w naszym województwie są bardzo poważne i prawdopodobnie będą przybierać na sile.

Dlaczego wynik Grzegorza Brauna w sondażach był znacząco zaniżony? W badaniach sondażowych praktycznie nie był widoczny.

To bardzo prosta odpowiedź. Mamy do czynienia z tak zwaną „milczącą większością”. Wielu wyborców nawet w trakcie badań sondażowych nie jest uczciwych w podawaniu prawdziwych informacji. Maskują swoje poglądy, obawiając się, że sąsiad będzie na nich krzywo patrzył lub zwróci im uwagę.

Jako przykład podam badanie dotyczące „grey voters”, czyli szarych obywateli powyżej 65. roku życia. Ankieterzy pytają ich o deklarowane poparcie dla poszczególnych komitetów lub kandydatów. Proszę sobie wyobrazić, że w tej grupie wyborców mamy zafałszowanie wyników. Okazuje się, że rzekomo wszyscy głosowali na Platformę Obywatelską i Koalicję Obywatelską, podczas gdy znając dokładnie badania socjologiczne, wiemy, że ta grupa to żelazny elektorat Prawa i Sprawiedliwości.

Wyborcy nie chcą ujawniać swoich poglądów politycznych z obawy przed napiętnowaniem. Pan redaktor pewnie pamięta akcję „Schowaj babci dowód”. Myślę, że to zjawisko odżywa – ci emeryci i seniorzy, mimo że są bardzo konserwatywni i przywiązani do tradycji, a także reprezentują wysoki stopień praktyk religijnych, maskują swoje wybory.

Jakie są pana przewidywania dotyczące wyników drugiej tury na Podkarpaciu?

Z pewnością Nawrocki ponownie wygra na Podkarpaciu. To tendencja, która nie ulega możliwemu odwróceniu. Chociaż gdy obserwujemy „ścianę wschodnią”, to widzimy wyłom w bastionie – na Podlasiu, które zawsze było uważane za bastion PiS, obserwujemy odmienne trendy. Zaskakujące jest też głosowanie Polonii, która poparła głównie Rafała Trzaskowskiego.

Należy pamiętać, że przed nami dwa tygodnie bardzo intensywnego okresu wyborczego. Obaj kandydaci będą podejmować wszelkie działania dotyczące dyskredytacji rywala. Będą zabiegać nie tylko o głosy tych, którzy nie dostali się do drugiej tury, ale także o wyborców niezdecydowanych, którzy nie wzięli udziału w pierwszej turze, a być może pójdą na drugą.

Jakie działania musiałby podjąć Rafał Trzaskowski, by zwiększyć swoje szanse na Podkarpaciu w drugiej turze?

Myślę, że musiałby zorganizować marsze mobilizacyjne i zwiększyć liczbę spotkań. Jeśli spojrzymy na strukturę województwa podkarpackiego i wyniki poszczególnych kandydatów, to zauważymy, że miasta mają tendencję do głosowania w sposób liberalno-lewicowy. We wszystkich miastach na Podkarpaciu Rafał Trzaskowski uzyskał zdecydowanie największe poparcie.

Oprócz działań mobilizacyjnych i dyskredytujących rywala, może on liczyć na pomoc marszałka Hołowni, który już zapowiedział kolejne działania prawne wobec Karola Nawrockiego.

Nie jestem jednak w stanie przewidzieć, co jeszcze mógłby zrobić, ponieważ zarówno on, jak i Nawrocki posiadają negatywny elektorat. Główna oś rywalizacji po raz kolejny sprowadza się do bipolarnego podziału między Platformę a PiS. Mamy zabetonowanie sceny politycznej. Próba rozbicia tego układu się nie powiodła – pozostał wybór między kandydatem popieranym przez Koalicję Obywatelską a kandydatem popieranym przez PiS.

Największą niewiadomą pozostają wyborcy niezdecydowani oraz ci, którzy oddali głos na Konfederację, Grzegorza Brauna i innych kandydatów mniejszościowych.

Afera „mieszkaniowa” nie zaszkodziła Karolowi Nawrockiemu na Podkarpaciu? Z czego wynik tolerancja wyborców na takie nazwijmy to „przekręty”?

To wynika z siły poparcia, które jest udzielane. Podkarpacie jest specyficznym regionem. Gdyby Prawo i Sprawiedliwość wskazało jakiegokolwiek kandydata, to stali wyborcy, ten żelazny elektorat, zagłosowaliby na niego. Z badań socjologicznych wynika nawet, że gdyby Jarosław Kaczyński wskazał osła i powiedział, że to kandydat na prezydenta, to wyborcy PiS zagłosowaliby na tego osła.

Niezależnie więc od tego, jakie „brudy” wypływają na polityków powiązanych z PiS, na Podkarpaciu kandydat tej partii jest w zasadzie niezatapiany.

Z jakich czynników wynika tak silne poparcie dla PiS na Podkarpaciu?

Czynniki, które za tym stoją, dotyczą przede wszystkim sfery socjalnej. Nasza struktura społeczeństwa, poziom bezrobocia i sposób, w jaki mieszkańcy obszarów wiejskich mogą liczyć na świadczenia socjalne, znacząco odbiegają od średniej krajowej. Mieszkańcy województwa podkarpackiego są raczej konsumentami produktu krajowego brutto niż jego wytwórcami – są biorcami świadczeń socjalnych, które zaproponował rząd Zjednoczonej Prawicy. To powoduje ślepą lojalność, która zapewnia dalszy socjal tym najbiedniejszym.

Drugi czynnik to wysoki stopień praktyk religijnych. Prawo i Sprawiedliwość jest utożsamiane w Polsce jako partia katolicka, chrześcijańska, która się afiszuje ścisłymi relacjami z Kościołem katolickim. To nie do końca prawda, ale partia ta „żeruje” na wyborcach, którzy nie mają tej świadomości. To przyczynia się do postrzegania PiS jako obrońcy wiary i strażnika Kościoła katolickiego.

W czasach rządów Zjednoczonej Prawicy mieliśmy ścisły sojusz tronu i ołtarza, doszło do pomieszania sacrum i profanum, co paradoksalnie było niekorzystne dla obu stron. Wyraźnym przykładem jest ogromna fala ludzi, którzy wychodzą z Kościoła i są zniechęceni wobec tej instytucji.

Jakie są przyczyny, dla których wynik Grzegorza Brauna, który prezentuje poglądy antyukraińskie, antyunijne i antysemickie, był tak wysoki w regionie znanym z przywiązania do wartości religijnych?

Charakterystyczne powitanie „Szczęść Boże” powoduje, że duża część wyborców o różnym wieku – młodzi, w średnim wieku i starsi – głosuje na Brauna. Stopień religijności, przywiązanie do tradycji i konserwatyzm w elektoracie są bardzo wyraźne.

Warto też zwrócić uwagę, że gdybyśmy zsumowali głosy skrajnie prawicowych kandydatów, czyli Sławomira Mentzena (około 14-15%) i Grzegorza Brauna, otrzymalibyśmy wynik ponad 20%. To zmierza w bardzo niepokojącym kierunku.

Można znaleźć tu analogię historyczną z Niemcami w okresie upadku Republiki Weimarskiej, gdy pojawiła się partia NSDAP – skrajnie prawicowa, narodowo-socjalistyczna. Podobny nurt jest obecny w środowiskach Konfederacji i Grzegorza Brauna – jest on narodowy, katolicki, a przede wszystkim skrajnie populistyczny i prawicowy.

Środowiska te są przeciwko obecnemu układowi w Polsce, przeciwko Unii Europejskiej, przeciwko Ukraińcom. Krąży plotka, że Ukraińcy przyczyniają się do tego, że wydajemy na nich nasze zasoby, podczas gdy badania pokazują coś przeciwnego – wydajemy na ich świadczenia socjalne około 2-5 miliardów złotych, a przychód z ich pracy wynosi ponad 15 miliardów, więc w rzeczywistości na nich zarabiamy.

To niebezpieczny nurt populizmu, postulatów modnych i popularnych dla obywateli, którzy może nie mają świadomości tego, co dzieje się w naszym państwie, lub są zmęczeni główną rywalizacją Platformy i PiS.

Rolnicy z Podkarpacia, którzy otrzymują znaczące wsparcie z Unii Europejskiej? Głosują na kandydatów, którzy to kwestionują. O co tu chodzi?

Nie ma tu racjonalizmu i nie będzie go, ponieważ żelazny elektorat PiS nie dostrzega tego zjawiska. Przeciętny wyborca nie analizuje faktu, że dzięki Unii Europejskiej rolnik otrzymuje wsparcie dla swojego gospodarstwa, może się rozwijać, dokonywać zakupów sprzętu rolniczego, inwestować i zatrudniać ludzi.

Dla przeciętnego wyborcy PiS liczą się konserwatywne wartości i tradycyjny model rodziny. Nawrocki jest przedstawiany jako „kolega z osiedla”, w przeciwieństwie do Trzaskowskiego, pochodzącego z rodziny inteligenckiej i znającego języki obce.

Jest to bardzo niepokojące, bo jeśli pogorszymy relacje z Unią Europejską, co jest prawdopodobne w przypadku zwycięstwa Nawrockiego, to znaczna część naszego społeczeństwa, która zyskuje ze współpracy z UE, w tym rolnicy, straci na tym. Przeciętny wyborca PiS nie zwraca na to uwagi – dla niego najważniejsze jest, żeby wygrał jego kandydat, nawet kosztem własnych interesów ekonomicznych.

Jakie znaczenie może mieć stanowisko elektoratu Konfederacji dla wyniku drugiej tury na Podkarpaciu?

Wszystko zależy od tego, czy Mentzen zachęci swoich wyborców do głosowania na Nawrockiego, czy pozostawi im swobodę decyzji. Z badań opinii publicznej i struktury głosowania wiemy, że wyborcom Konfederacji bliżej będzie do Nawrockiego niż do Trzaskowskiego.

To niepokojąca tendencja. Przed nami dwa tygodnie intensywnej kampanii wyborczej. Z pewnością pojawią się kolejne obietnice wyborcze. Mam nadzieję, że dojdzie wreszcie do prezentowania rzeczywistej wizji prezydentury, a nie „premieryzacji” ustroju politycznego. Dotychczas kampania wyglądała tak, jakby kandydaci rywalizowali raczej o urząd premiera niż prezydenta.

Jeśli wygrałby Trzaskowski, to – jak mówi Donald Tusk – nastąpiłoby „przyspieszenie” prac parlamentu, które są obecnie blokowane wetami prezydenckimi. Z kolei gdyby wygrał Nawrocki, mielibyśmy kohabitację, która utrudniłaby, ale nie zablokowałaby całkowicie procesu reformowania państwa.ewnością pojawią się kolejne obietnice wyborcze. Mam nadzieję, że dojdzie wreszcie do prezentowania rzeczywistej wizji prezydentury, a nie „premieryzacji” ustroju politycznego. Dotychczas kampania wyglądała tak, jakby kandydaci rywalizowali raczej o urząd premiera niż prezydenta.

Jeśli wygrałby Trzaskowski, to – jak mówi Donald Tusk – nastąpiłoby „przyspieszenie” prac parlamentu, które są obecnie blokowane wetami prezydenckimi. Z kolei gdyby wygrał Nawrocki, mielibyśmy kohabitację, która utrudniłaby, ale nie zablokowałaby całkowicie procesu reformowania państwa.

Czy z analizy wyników wyborów można wyciągnąć wniosek, że to żółta kartka dla obecnej koalicji rządzącej?

To trudne pytanie. Z jednej strony tak – można było się porozumieć w sprawie wystawienia jednego wspólnego kandydata, stworzyć szeroki demokratyczny blok, jak przy wyborach parlamentarnych. Gdybyśmy zsumowali głosy, które uzyskali Adrian Zandberg, Joanna Senyszyn, Magdalena Biejat i Szymon Hołownia, byłby to wynik, który co prawda nie dałby zwycięstwa w pierwszej turze, ale bardzo poważnie zmobilizowałby wyborców.

Z drugiej strony nie – piłka jest wciąż w grze. Wynik Rafała Trzaskowskiego jest i tak całkiem niezły. Przed nami dwa tygodnie intensywnej kampanii wyborczej. Wszystko zależy od zdolności mobilizacyjnej obu sztabów wyborczych i od tego, jak będą dezawuować politycznych przeciwników.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał Łukasz Pelc

Czytaj więcej:

Podkarpacie głosuje na Nawrockiego, ale słabiej niż na Dudę sprzed pięciu lat

fot. UR

Karol Nawrocki zdobył na Podkarpaciu 42,77 proc. głosów, pokonując drugiego Rafała Trzaskowskiego, który uzyskał 17,90 proc. poparcia.

O specyfice prawicowego regionu, rekordowej frekwencji i rosnących wpływach skrajnej prawicy rozmawiamy z dr. Dominikiem Szczepańskim z Uniwersytetu Rzeszowskiego, specjalistą od zachowań wyborczych w województwie podkarpackim.

Jak interpretuje Pan wysoką frekwencję wyborczą na Podkarpaciu?

Frekwencja jest jedną z najwyższych w kraju. To chyba największa frekwencja, jaką nasze województwo zanotowało od 1990 roku, czyli odkąd mamy wybory prezydenckie w Polsce. Świadczy to przede wszystkim o tym, że mieszkańcy regionu są poważnie zainteresowani przemianami demokratycznymi w naszym kraju. Jednocześnie wysokie zaangażowanie odzwierciedla zróżnicowane poparcie społeczne dla poszczególnych kandydatów.

Jaki wpływ na wyniki wyborów na Podkarpaciu ma struktura demograficzna regionu?

Tak, to jest główny czynnik decydujący. Ten podział wieś-miasto, obszary rolnicze versus obszary typowo miejskie, zurbanizowane, ma ogromny wpływ na to, jak głosują wyborcy w naszym regionie. Warto pamiętać, że tereny, które zostały wcielone do województwa podkarpackiego, zawsze były silnie prawicowe i ludowe. Nawet w okresie przedwojennym obecne Podkarpacie było silnym ośrodkiem głosującym prężnie na formacje ludowe. Po 1989 roku ta tendencja odwróciła się w kierunku partii prawicowych, a po 2000 roku, czy nawet od 1997 roku, kiedy mieliśmy wybory z udziałem AWS, ten trend jeszcze bardziej przybrał na sile.

Co ciekawe, nie mówimy już tylko o samej prawicy, ale o wyraźnych i zdecydowanych wpływach skrajnej prawicy, czyli środowisk konfederacyjnych. Również kandydat Grzegorz Braun uzyskał znaczące poparcie. Te tendencje skrajnej prawicy w naszym województwie są bardzo poważne i prawdopodobnie będą przybierać na sile.

Dlaczego wynik Grzegorza Brauna w sondażach był znacząco zaniżony? W badaniach sondażowych praktycznie nie był widoczny.

To bardzo prosta odpowiedź. Mamy do czynienia z tak zwaną „milczącą większością”. Wielu wyborców nawet w trakcie badań sondażowych nie jest uczciwych w podawaniu prawdziwych informacji. Maskują swoje poglądy, obawiając się, że sąsiad będzie na nich krzywo patrzył lub zwróci im uwagę.

Jako przykład podam badanie dotyczące „grey voters”, czyli szarych obywateli powyżej 65. roku życia. Ankieterzy pytają ich o deklarowane poparcie dla poszczególnych komitetów lub kandydatów. Proszę sobie wyobrazić, że w tej grupie wyborców mamy zafałszowanie wyników. Okazuje się, że rzekomo wszyscy głosowali na Platformę Obywatelską i Koalicję Obywatelską, podczas gdy znając dokładnie badania socjologiczne, wiemy, że ta grupa to żelazny elektorat Prawa i Sprawiedliwości.

Wyborcy nie chcą ujawniać swoich poglądów politycznych z obawy przed napiętnowaniem. Pan redaktor pewnie pamięta akcję „Schowaj babci dowód”. Myślę, że to zjawisko odżywa – ci emeryci i seniorzy, mimo że są bardzo konserwatywni i przywiązani do tradycji, a także reprezentują wysoki stopień praktyk religijnych, maskują swoje wybory.

Jakie są pana przewidywania dotyczące wyników drugiej tury na Podkarpaciu?

Z pewnością Nawrocki ponownie wygra na Podkarpaciu. To tendencja, która nie ulega możliwemu odwróceniu. Chociaż gdy obserwujemy „ścianę wschodnią”, to widzimy wyłom w bastionie – na Podlasiu, które zawsze było uważane za bastion PiS, obserwujemy odmienne trendy. Zaskakujące jest też głosowanie Polonii, która poparła głównie Rafała Trzaskowskiego.

Należy pamiętać, że przed nami dwa tygodnie bardzo intensywnego okresu wyborczego. Obaj kandydaci będą podejmować wszelkie działania dotyczące dyskredytacji rywala. Będą zabiegać nie tylko o głosy tych, którzy nie dostali się do drugiej tury, ale także o wyborców niezdecydowanych, którzy nie wzięli udziału w pierwszej turze, a być może pójdą na drugą.

Jakie działania musiałby podjąć Rafał Trzaskowski, by zwiększyć swoje szanse na Podkarpaciu w drugiej turze?

Myślę, że musiałby zorganizować marsze mobilizacyjne i zwiększyć liczbę spotkań. Jeśli spojrzymy na strukturę województwa podkarpackiego i wyniki poszczególnych kandydatów, to zauważymy, że miasta mają tendencję do głosowania w sposób liberalno-lewicowy. We wszystkich miastach na Podkarpaciu Rafał Trzaskowski uzyskał zdecydowanie największe poparcie.

Oprócz działań mobilizacyjnych i dyskredytujących rywala, może on liczyć na pomoc marszałka Hołowni, który już zapowiedział kolejne działania prawne wobec Karola Nawrockiego.

Nie jestem jednak w stanie przewidzieć, co jeszcze mógłby zrobić, ponieważ zarówno on, jak i Nawrocki posiadają negatywny elektorat. Główna oś rywalizacji po raz kolejny sprowadza się do bipolarnego podziału między Platformę a PiS. Mamy zabetonowanie sceny politycznej. Próba rozbicia tego układu się nie powiodła – pozostał wybór między kandydatem popieranym przez Koalicję Obywatelską a kandydatem popieranym przez PiS.

Największą niewiadomą pozostają wyborcy niezdecydowani oraz ci, którzy oddali głos na Konfederację, Grzegorza Brauna i innych kandydatów mniejszościowych.

Afera „mieszkaniowa” nie zaszkodziła Karolowi Nawrockiemu na Podkarpaciu? Z czego wynik tolerancja wyborców na takie nazwijmy to „przekręty”?

To wynika z siły poparcia, które jest udzielane. Podkarpacie jest specyficznym regionem. Gdyby Prawo i Sprawiedliwość wskazało jakiegokolwiek kandydata, to stali wyborcy, ten żelazny elektorat, zagłosowaliby na niego. Z badań socjologicznych wynika nawet, że gdyby Jarosław Kaczyński wskazał osła i powiedział, że to kandydat na prezydenta, to wyborcy PiS zagłosowaliby na tego osła.

Niezależnie więc od tego, jakie „brudy” wypływają na polityków powiązanych z PiS, na Podkarpaciu kandydat tej partii jest w zasadzie niezatapiany.

Z jakich czynników wynika tak silne poparcie dla PiS na Podkarpaciu?

Czynniki, które za tym stoją, dotyczą przede wszystkim sfery socjalnej. Nasza struktura społeczeństwa, poziom bezrobocia i sposób, w jaki mieszkańcy obszarów wiejskich mogą liczyć na świadczenia socjalne, znacząco odbiegają od średniej krajowej. Mieszkańcy województwa podkarpackiego są raczej konsumentami produktu krajowego brutto niż jego wytwórcami – są biorcami świadczeń socjalnych, które zaproponował rząd Zjednoczonej Prawicy. To powoduje ślepą lojalność, która zapewnia dalszy socjal tym najbiedniejszym.

Drugi czynnik to wysoki stopień praktyk religijnych. Prawo i Sprawiedliwość jest utożsamiane w Polsce jako partia katolicka, chrześcijańska, która się afiszuje ścisłymi relacjami z Kościołem katolickim. To nie do końca prawda, ale partia ta „żeruje” na wyborcach, którzy nie mają tej świadomości. To przyczynia się do postrzegania PiS jako obrońcy wiary i strażnika Kościoła katolickiego.

W czasach rządów Zjednoczonej Prawicy mieliśmy ścisły sojusz tronu i ołtarza, doszło do pomieszania sacrum i profanum, co paradoksalnie było niekorzystne dla obu stron. Wyraźnym przykładem jest ogromna fala ludzi, którzy wychodzą z Kościoła i są zniechęceni wobec tej instytucji.

Jakie są przyczyny, dla których wynik Grzegorza Brauna, który prezentuje poglądy antyukraińskie, antyunijne i antysemickie, był tak wysoki w regionie znanym z przywiązania do wartości religijnych?

Charakterystyczne powitanie „Szczęść Boże” powoduje, że duża część wyborców o różnym wieku – młodzi, w średnim wieku i starsi – głosuje na Brauna. Stopień religijności, przywiązanie do tradycji i konserwatyzm w elektoracie są bardzo wyraźne.

Warto też zwrócić uwagę, że gdybyśmy zsumowali głosy skrajnie prawicowych kandydatów, czyli Sławomira Mentzena (około 14-15%) i Grzegorza Brauna, otrzymalibyśmy wynik ponad 20%. To zmierza w bardzo niepokojącym kierunku.

Można znaleźć tu analogię historyczną z Niemcami w okresie upadku Republiki Weimarskiej, gdy pojawiła się partia NSDAP – skrajnie prawicowa, narodowo-socjalistyczna. Podobny nurt jest obecny w środowiskach Konfederacji i Grzegorza Brauna – jest on narodowy, katolicki, a przede wszystkim skrajnie populistyczny i prawicowy.

Środowiska te są przeciwko obecnemu układowi w Polsce, przeciwko Unii Europejskiej, przeciwko Ukraińcom. Krąży plotka, że Ukraińcy przyczyniają się do tego, że wydajemy na nich nasze zasoby, podczas gdy badania pokazują coś przeciwnego – wydajemy na ich świadczenia socjalne około 2-5 miliardów złotych, a przychód z ich pracy wynosi ponad 15 miliardów, więc w rzeczywistości na nich zarabiamy.

To niebezpieczny nurt populizmu, postulatów modnych i popularnych dla obywateli, którzy może nie mają świadomości tego, co dzieje się w naszym państwie, lub są zmęczeni główną rywalizacją Platformy i PiS.

Rolnicy z Podkarpacia, którzy otrzymują znaczące wsparcie z Unii Europejskiej? Głosują na kandydatów, którzy to kwestionują. O co tu chodzi?

Nie ma tu racjonalizmu i nie będzie go, ponieważ żelazny elektorat PiS nie dostrzega tego zjawiska. Przeciętny wyborca nie analizuje faktu, że dzięki Unii Europejskiej rolnik otrzymuje wsparcie dla swojego gospodarstwa, może się rozwijać, dokonywać zakupów sprzętu rolniczego, inwestować i zatrudniać ludzi.

Dla przeciętnego wyborcy PiS liczą się konserwatywne wartości i tradycyjny model rodziny. Nawrocki jest przedstawiany jako „kolega z osiedla”, w przeciwieństwie do Trzaskowskiego, pochodzącego z rodziny inteligenckiej i znającego języki obce.

Jest to bardzo niepokojące, bo jeśli pogorszymy relacje z Unią Europejską, co jest prawdopodobne w przypadku zwycięstwa Nawrockiego, to znaczna część naszego społeczeństwa, która zyskuje ze współpracy z UE, w tym rolnicy, straci na tym. Przeciętny wyborca PiS nie zwraca na to uwagi – dla niego najważniejsze jest, żeby wygrał jego kandydat, nawet kosztem własnych interesów ekonomicznych.

Jakie znaczenie może mieć stanowisko elektoratu Konfederacji dla wyniku drugiej tury na Podkarpaciu?

Wszystko zależy od tego, czy Mentzen zachęci swoich wyborców do głosowania na Nawrockiego, czy pozostawi im swobodę decyzji. Z badań opinii publicznej i struktury głosowania wiemy, że wyborcom Konfederacji bliżej będzie do Nawrockiego niż do Trzaskowskiego.

To niepokojąca tendencja. Przed nami dwa tygodnie intensywnej kampanii wyborczej. Z pewnością pojawią się kolejne obietnice wyborcze. Mam nadzieję, że dojdzie wreszcie do prezentowania rzeczywistej wizji prezydentury, a nie „premieryzacji” ustroju politycznego. Dotychczas kampania wyglądała tak, jakby kandydaci rywalizowali raczej o urząd premiera niż prezydenta.

Jeśli wygrałby Trzaskowski, to – jak mówi Donald Tusk – nastąpiłoby „przyspieszenie” prac parlamentu, które są obecnie blokowane wetami prezydenckimi. Z kolei gdyby wygrał Nawrocki, mielibyśmy kohabitację, która utrudniłaby, ale nie zablokowałaby całkowicie procesu reformowania państwa.ewnością pojawią się kolejne obietnice wyborcze. Mam nadzieję, że dojdzie wreszcie do prezentowania rzeczywistej wizji prezydentury, a nie „premieryzacji” ustroju politycznego. Dotychczas kampania wyglądała tak, jakby kandydaci rywalizowali raczej o urząd premiera niż prezydenta.

Jeśli wygrałby Trzaskowski, to – jak mówi Donald Tusk – nastąpiłoby „przyspieszenie” prac parlamentu, które są obecnie blokowane wetami prezydenckimi. Z kolei gdyby wygrał Nawrocki, mielibyśmy kohabitację, która utrudniłaby, ale nie zablokowałaby całkowicie procesu reformowania państwa.

Czy z analizy wyników wyborów można wyciągnąć wniosek, że to żółta kartka dla obecnej koalicji rządzącej?

To trudne pytanie. Z jednej strony tak – można było się porozumieć w sprawie wystawienia jednego wspólnego kandydata, stworzyć szeroki demokratyczny blok, jak przy wyborach parlamentarnych. Gdybyśmy zsumowali głosy, które uzyskali Adrian Zandberg, Joanna Senyszyn, Magdalena Biejat i Szymon Hołownia, byłby to wynik, który co prawda nie dałby zwycięstwa w pierwszej turze, ale bardzo poważnie zmobilizowałby wyborców.

Z drugiej strony nie – piłka jest wciąż w grze. Wynik Rafała Trzaskowskiego jest i tak całkiem niezły. Przed nami dwa tygodnie intensywnej kampanii wyborczej. Wszystko zależy od zdolności mobilizacyjnej obu sztabów wyborczych i od tego, jak będą dezawuować politycznych przeciwników.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał Łukasz Pelc

Czytaj więcej:

Podkarpacie głosuje na Nawrockiego, ale słabiej niż na Dudę sprzed pięciu lat

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *