Tragiczna śmierć 14-letniej dziewczynki w pożarze bloku przy ul. Popiełuszki w Rzeszowie mogła być związana z zatrucia dymem. Jak zauważyli strażacy, jego ekstremalna ilość, była spowodowana dużą ilością łatwopalnych materiałów zgromadzonych w płonącym mieszkaniu.
Gęsty, toksyczny dym wypełnił klatkę schodową, czyniąc akcję ratunkową niezwykle trudną i obarczoną ogromnym ryzykiem, a zainstalowany w budynku system oddymiania okazał się niewystarczający wobec skali zadymienia.
Największy wróg: gęsty, toksyczny dym
Oficer prasowy rzeszowskiej straży pożarnej, Jan Czerwonka, nie ma wątpliwości, że w przypadku dym był największym zagrożeniem. Jego źródłem była, jak podkreśla, bardzo duża ilość materiałów palnych – przedmiotów i ubrań – zgromadzonych w mieszkaniu na czwartym piętrze, gdzie wybuchł pożar.
– Przełożyło się to na gwałtowny rozwój pożaru i ekstremalne zadymienie, które objęło nie tylko lokal, ale i całą klatkę schodową – wyjaśnia Czerwonka.
Na wielu zdjęciach z pożaru widać, że kłęby dymu wydostają się przez okna mieszkania z obu stron wieżowca. Dym bije też z okien na górze budynku, gdzie znajduje się system oddymiania.
Dym był śmiertelną pułapką
Czerwonka opowiada, że toksyczne gazy pożarowe drastycznie ograniczały widoczność – aż do zera. Na pewno bardzo utrudniały oddychanie i powodowały szybką dezorientację, co uniemożliwiło bezpieczną ucieczkę i skomplikowało także akcję ratowniczą.
Jak przyznał Jan Czerwonka, choć zainstalowane w bloku okna oddymiające zadziałały, to ich wydajność okazała się zbyt mała w starciu z tak potężnym zadymieniem.
– Jednak na taką ilość dymu nie wystarczyły – stwierdził.
Bardziej krytyczną ocenę przedstawiają internauci, wskazując na możliwe wady projektowe systemu.
– Niestety, zamontowany w tym bloku system oddymiania klatki schodowej okazał się całkowicie niewydolny – pisze jeden z nich. Wskazuje, też że w budynku brakuje centralnej klapy dymowej w dachu, a jej funkcję pełnią jedynie niewielkie okna na klatce, które na dodatek zainstalowano poniżej najwyższej kondygnacji. Taka konstrukcja, jego zdaniem, nie była w stanie skutecznie usunąć dymu unoszącego się ku górze.
Akcja ratownicza na granicy ryzyka
Warunki panujące wewnątrz budynku sprawiły, że akcja gaśnicza i ratunkowa była prowadzona w ekstremalnie trudnych warunkach.
Potwierdził to zarówno st. bryg. Grzegorz Wójcicki, mówiąc o działaniach prowadzonych w „praktycznie zerowej widoczności”, jak i Jan Czerwonka, który stwierdził, że strażacy działali na granicy ryzyka.
Największym wyzwaniem, oprócz kwestii dojazdu wozów strażackich na miejsce i podjechania pod blok, była konieczność jednoczesnego gaszenia pożaru i prowadzenia masowej ewakuacji 250 osób przez zadymione korytarze.
– Działanie wewnątrz budynku, przy ogromnym zadymieniu i wysokiej temperaturze, wymagało perfekcyjnej koordynacji i ogromnego wysiłku od każdego strażaka. Nasi ratownicy, pracując w aparatach ochrony dróg oddechowych, musieli jednocześnie torować sobie drogę do płonącego mieszkania i bezpiecznie wyprowadzać ludzi na zewnątrz – podsumował Czerwonka.
Czytaj więcej:
Pożar bloku w Rzeszowie wywołał burzę w Sieci. Kto jest winny problemów z dojazdem straży pożarnej?
Tragiczna śmierć 14-letniej dziewczynki w pożarze bloku przy ul. Popiełuszki w Rzeszowie mogła być związana z zatrucia dymem. Jak zauważyli strażacy, jego ekstremalna ilość, była spowodowana dużą ilością łatwopalnych materiałów zgromadzonych w płonącym mieszkaniu.
Gęsty, toksyczny dym wypełnił klatkę schodową, czyniąc akcję ratunkową niezwykle trudną i obarczoną ogromnym ryzykiem, a zainstalowany w budynku system oddymiania okazał się niewystarczający wobec skali zadymienia.
Największy wróg: gęsty, toksyczny dym
Oficer prasowy rzeszowskiej straży pożarnej, Jan Czerwonka, nie ma wątpliwości, że w przypadku dym był największym zagrożeniem. Jego źródłem była, jak podkreśla, bardzo duża ilość materiałów palnych – przedmiotów i ubrań – zgromadzonych w mieszkaniu na czwartym piętrze, gdzie wybuchł pożar.
– Przełożyło się to na gwałtowny rozwój pożaru i ekstremalne zadymienie, które objęło nie tylko lokal, ale i całą klatkę schodową – wyjaśnia Czerwonka.
Na wielu zdjęciach z pożaru widać, że kłęby dymu wydostają się przez okna mieszkania z obu stron wieżowca. Dym bije też z okien na górze budynku, gdzie znajduje się system oddymiania.
Dym był śmiertelną pułapką
Czerwonka opowiada, że toksyczne gazy pożarowe drastycznie ograniczały widoczność – aż do zera. Na pewno bardzo utrudniały oddychanie i powodowały szybką dezorientację, co uniemożliwiło bezpieczną ucieczkę i skomplikowało także akcję ratowniczą.
Jak przyznał Jan Czerwonka, choć zainstalowane w bloku okna oddymiające zadziałały, to ich wydajność okazała się zbyt mała w starciu z tak potężnym zadymieniem.
– Jednak na taką ilość dymu nie wystarczyły – stwierdził.
Bardziej krytyczną ocenę przedstawiają internauci, wskazując na możliwe wady projektowe systemu.
– Niestety, zamontowany w tym bloku system oddymiania klatki schodowej okazał się całkowicie niewydolny – pisze jeden z nich. Wskazuje, też że w budynku brakuje centralnej klapy dymowej w dachu, a jej funkcję pełnią jedynie niewielkie okna na klatce, które na dodatek zainstalowano poniżej najwyższej kondygnacji. Taka konstrukcja, jego zdaniem, nie była w stanie skutecznie usunąć dymu unoszącego się ku górze.
Akcja ratownicza na granicy ryzyka
Warunki panujące wewnątrz budynku sprawiły, że akcja gaśnicza i ratunkowa była prowadzona w ekstremalnie trudnych warunkach.
Potwierdził to zarówno st. bryg. Grzegorz Wójcicki, mówiąc o działaniach prowadzonych w „praktycznie zerowej widoczności”, jak i Jan Czerwonka, który stwierdził, że strażacy działali na granicy ryzyka.
Największym wyzwaniem, oprócz kwestii dojazdu wozów strażackich na miejsce i podjechania pod blok, była konieczność jednoczesnego gaszenia pożaru i prowadzenia masowej ewakuacji 250 osób przez zadymione korytarze.
– Działanie wewnątrz budynku, przy ogromnym zadymieniu i wysokiej temperaturze, wymagało perfekcyjnej koordynacji i ogromnego wysiłku od każdego strażaka. Nasi ratownicy, pracując w aparatach ochrony dróg oddechowych, musieli jednocześnie torować sobie drogę do płonącego mieszkania i bezpiecznie wyprowadzać ludzi na zewnątrz – podsumował Czerwonka.
Czytaj więcej:
Pożar bloku w Rzeszowie wywołał burzę w Sieci. Kto jest winny problemów z dojazdem straży pożarnej?