Radni Powiatu Leskiego zdecydują dziś o przyszłości jedynego oddziału położniczego w Bieszczadach. Na nadzwyczajnej sesji ma zostać przegłosowana uchwała zmieniająca statut szpitala w Lesku. Placówka tonie w długach – sięgających 110 mln zł – a porodówka generuje największe straty.
Sytuacja Szpitala Powiatowego w Lesku jest dramatyczna. Dyrekcja i zarząd zgodnie przyznają, że w obecnym kształcie nie da się dalej prowadzić placówki. Dziś radni rozpatrzą projekt zmiany statutu, który zmienia zakres działania poszczególnych oddziałów.
Nie można zamknąć połowy oddziału
Proces likwidacji porodówki nie jest prosty. Dyrekcja nie może wygasić tylko położnictwa – musi zamknąć cały oddział, razem z ginekologią. Dopiero potem może starać się o utworzenie nowej jednostki, obejmującej wyłącznie świadczenia ginekologiczne.
– Takie są plany dyrekcji, natomiast nie wiadomo, czy się to zrealizuje – mówi Magdalena Dąbrowska z Zakładowej Organizacji Związkowej przy SP ZOZ Lesko.
Wniosek o kontrakt na świadczenia ginekologiczne trafił już do Narodowego Funduszu Zdrowia. Rozpatrzenie potrwa 52 dni. Rada Społeczna szpitala przyjęła dwie uchwały – o likwidacji oddziału i o jego dwumiesięcznym zawieszeniu.
Położne dostają wypowiedzenia
Położne i lekarze już otrzymały pisma od dyrekcji. Pracodawca pyta o osoby objęte ochroną związkową. Zwolnienia mogą dotyczyć wszystkich pracowników oddziału położniczo-ginekologicznego oraz noworodkowego.
– Z wstępnych rozmów wiemy, że byłoby dziewięć położnych do zwolnienia. A jeżeli ginekologia się w ogóle nie otworzy, to już więcej – ostrzega Dąbrowska.
Jeśli ostatecznie powstanie jedynie oddział ginekologiczny, położne zostaną bez pracy. Jeśli nie powstanie nic – kadrowa skala zwolnień będzie jeszcze większa.
Porody w karetkach i na poboczach?
Związkowcy i pracownicy nie kryją oburzenia. Dla mieszkanek Bieszczad likwidacja porodówki to realne zagrożenie.
– Kobiety z Bieszczad będą skazane na porody w przydrożach lub w karetkach. Jeszcze pół biedy, jak wszystko jest bez powikłań, a jak będą powikłania, to mamy zagrożenie życia i zdrowia noworodka i kobiet – mówi Dąbrowska.
Najbliższy oddział położniczy znajduje się w Brzozowie – z niektórych bieszczadzkich miejscowości to nawet 100 km. Zimą, przy trudnych warunkach, dojazd może zająć ponad dwie godziny.
Ekonomia górą, bezpieczeństwo w tle
Rada Społeczna szpitala już pozytywnie zaopiniowała likwidację oddziału. Przewodniczy jej wicestarosta Wiesław Kuzio. Związkowcy uczestniczą w posiedzeniach i protestują, ale ich głos nie wystarcza.
– Większość radnych najbardziej przekonuje czynnik ekonomiczny, ponieważ nikt nie ma pomysłu, co zrobić z tym zadłużeniem – mówi Dąbrowska.
To nie pierwsza taka sytuacja. We wrześniu 2023 roku pod szpitalem odbyła się manifestacja w jego obronie. Teraz sprawa wraca – i to z jeszcze większym impetem.
Dziś podczas sesji Rady Powiatu Leskiego zapadnie decyzja, która może na zawsze zmienić dostępność opieki okołoporodowej w regionie.
Do sprawy jeszcze wrócimy.
(rem)
Czytaj więcej:
„Ku**a, ja wychodzę z tej audycji”. Posłanka z Podkarpacia nie wytrzymała w Telewizji Republika
Radni Powiatu Leskiego zdecydują dziś o przyszłości jedynego oddziału położniczego w Bieszczadach. Na nadzwyczajnej sesji ma zostać przegłosowana uchwała zmieniająca statut szpitala w Lesku. Placówka tonie w długach – sięgających 110 mln zł – a porodówka generuje największe straty.
Sytuacja Szpitala Powiatowego w Lesku jest dramatyczna. Dyrekcja i zarząd zgodnie przyznają, że w obecnym kształcie nie da się dalej prowadzić placówki. Dziś radni rozpatrzą projekt zmiany statutu, który zmienia zakres działania poszczególnych oddziałów.
Nie można zamknąć połowy oddziału
Proces likwidacji porodówki nie jest prosty. Dyrekcja nie może wygasić tylko położnictwa – musi zamknąć cały oddział, razem z ginekologią. Dopiero potem może starać się o utworzenie nowej jednostki, obejmującej wyłącznie świadczenia ginekologiczne.
– Takie są plany dyrekcji, natomiast nie wiadomo, czy się to zrealizuje – mówi Magdalena Dąbrowska z Zakładowej Organizacji Związkowej przy SP ZOZ Lesko.
Wniosek o kontrakt na świadczenia ginekologiczne trafił już do Narodowego Funduszu Zdrowia. Rozpatrzenie potrwa 52 dni. Rada Społeczna szpitala przyjęła dwie uchwały – o likwidacji oddziału i o jego dwumiesięcznym zawieszeniu.
Położne dostają wypowiedzenia
Położne i lekarze już otrzymały pisma od dyrekcji. Pracodawca pyta o osoby objęte ochroną związkową. Zwolnienia mogą dotyczyć wszystkich pracowników oddziału położniczo-ginekologicznego oraz noworodkowego.
– Z wstępnych rozmów wiemy, że byłoby dziewięć położnych do zwolnienia. A jeżeli ginekologia się w ogóle nie otworzy, to już więcej – ostrzega Dąbrowska.
Jeśli ostatecznie powstanie jedynie oddział ginekologiczny, położne zostaną bez pracy. Jeśli nie powstanie nic – kadrowa skala zwolnień będzie jeszcze większa.
Porody w karetkach i na poboczach?
Związkowcy i pracownicy nie kryją oburzenia. Dla mieszkanek Bieszczad likwidacja porodówki to realne zagrożenie.
– Kobiety z Bieszczad będą skazane na porody w przydrożach lub w karetkach. Jeszcze pół biedy, jak wszystko jest bez powikłań, a jak będą powikłania, to mamy zagrożenie życia i zdrowia noworodka i kobiet – mówi Dąbrowska.
Najbliższy oddział położniczy znajduje się w Brzozowie – z niektórych bieszczadzkich miejscowości to nawet 100 km. Zimą, przy trudnych warunkach, dojazd może zająć ponad dwie godziny.
Ekonomia górą, bezpieczeństwo w tle
Rada Społeczna szpitala już pozytywnie zaopiniowała likwidację oddziału. Przewodniczy jej wicestarosta Wiesław Kuzio. Związkowcy uczestniczą w posiedzeniach i protestują, ale ich głos nie wystarcza.
– Większość radnych najbardziej przekonuje czynnik ekonomiczny, ponieważ nikt nie ma pomysłu, co zrobić z tym zadłużeniem – mówi Dąbrowska.
To nie pierwsza taka sytuacja. We wrześniu 2023 roku pod szpitalem odbyła się manifestacja w jego obronie. Teraz sprawa wraca – i to z jeszcze większym impetem.
Dziś podczas sesji Rady Powiatu Leskiego zapadnie decyzja, która może na zawsze zmienić dostępność opieki okołoporodowej w regionie.
Do sprawy jeszcze wrócimy.
(rem)
Czytaj więcej:
„Ku**a, ja wychodzę z tej audycji”. Posłanka z Podkarpacia nie wytrzymała w Telewizji Republika