Wyłączona maszyna w zakładzie pracy z niewiadomych przyczyn sponownie się uruchomiła i wciągnęła mu lewą rękę. 29-latek stracił 2/3 przedramienia wraz z dłonią, ale uratował sobie życie. Teraz uczy się funkcjonować na nowo, prosząc o pomoc w zakupie ortopedycznego sprzętu.
Dramatyczne wydarzenie miało miejsce 19 maja w zakładzie pracy Pana Piotra Pietranowicza. Mimo dramatycznej sytuacji, zachował zimną krew i nie spanikował.
– Byłem przytomny i skoncentrowany. Wtedy nie czułem bólu, nie panikowałem – powiedział nam Pan Piotr. Mężczyzna wykazał się niezwykłą opanowaniem w sytuacji zagrożenia życia. Sam zatamował krwawienie i wezwał karetkę pogotowia.
– Wiedziałem, że nie mogę się poddać. Musiałem żyć – dodaje.
Walka o rękę w Krakowie
Po wypadku, 29-latek trafił najpierw do szpitala w Rzeszowie. Później helikopter przetransportował go do szpitala im. Rydygiera w Krakowie, gdzie specjaliści walczyli o uratowanie kończyny.
– Lekarze zrobili wszystko, co było możliwe, ale ręki nie udało się uratować. Nerwy zostały wyrwane zbyt wysoko – wyjaśnia. Mężczyzna spędził w krakowskim szpitalu 10 dni, walcząc z bólem i szokiem po utracie kończyny. Po kilku dniach pojawił się ból fantomowy, który nie opuszcza go do dziś.
– Jest przeszywający i wyniszczający mój organizm – opisuje swoje doświadczenia. Mężczyzna bierze silne leki, które tylko częściowo łagodzą cierpienie.

Nauka życia jedną ręką
Obecnie Piotr jest w domu z żoną i 9-miesięcznym synkiem. Uczy się funkcjonować bez kończyny, co nie jest łatwe. Wcześniej był aktywny – chodził na siłownię, trenował sporty walki, dużo gotował. Teraz wszystko jest utrudnione, a zwykłe czynności wymagają ogromnego wysiłku.
– Cały ciężar codzienności spadł na prawą rękę, która musi teraz robić wszystko za dwie – tłumaczy. Jedyna sprawna ręka już zaczyna się buntować – pojawiają się objawy przeciążenia, drętwienie i ból.
Jak mówi, każdy dzień to walka: rehabilitacja, wlewy lidokainy na ból fantomowy, terapia INDIBA i spotkania z psychologiem. Wszystko po to, by odzyskać choćby część samodzielności.
– Jestem taki, jaki byłem, tylko po prostu jestem wdzięczny, że żyję – mówi w rozmowie z nami. Mężczyzna wie, że mógł stracić życie w tym tragicznym wypadku. – Mogłem nie widzieć, jak syn dorasta i idzie do przodu – dodaje, podkreślając, jak ważna jest dla niego rodzina.
Droga do protezy bionicznej
Przed 29-letnim Piotrem długa i kosztowna droga powrotu do sprawności. Przyjaciele i rodzina zorganizowali mu zbiórkę na protezę, która ma pomóc w zakupie urządzenia bionicznego (Zeus lub iLimb Access), które kosztuje 100–150 tys. zł. Do tego dochodzą miesięczne koszty leczenia, rehabilitacji i leków, ok. 5–6 tys. zł.
– Czeka mnie długa i kosztowna droga, dalsze leczenie, zabiegi, wsparcie neurologiczne i psychologiczne, a w końcu proteza – wylicza Pan Piotr. Łącznie potrzebuje około 250 tys. zł na powrót do ograniczonej sprawności.
Problem w tym, że orzeczenie o niepełnosprawności ma bardzo odległe terminy. Bez niego nie może ubiegać się o dofinansowania, na przykład z programu Aktywny Samorząd. Termin składania wniosków mija już 30 sierpnia – tuż po planowanym orzeczeniu o stopniu niepełnosprawności, które jest zaplanowane na 29 sierpnia.
– Nie proszę o litość. Proszę o szansę – podkreśla 29-latek, który chce wrócić do aktywnego życia. Mężczyzna ma nadzieję, że zbiórka na protezę da mu możliwość samodzielnego funkcjonowania.
– Każda wpłata to realna pomoc. Każde udostępnienie zwiększa szansę, że się uda – dodaje, nazywając siebie już teraz „przyszłym robo-tatą”.
Tragiczny wypadek pokazał, jak szybko może zmienić się życie. Piotr nie poddaje się i walczy o powrót do sprawności – dla siebie, żony i małego synka, który potrzebuje taty. Pomóc może każdy, wspierając zbiórkę na protezę.
(lp)
Czytaj więcej:
34. Rajd Rzeszowski sparaliżuje miasto. Ogromne utrudnienia w ruchu
Wyłączona maszyna w zakładzie pracy z niewiadomych przyczyn sponownie się uruchomiła i wciągnęła mu lewą rękę. 29-latek stracił 2/3 przedramienia wraz z dłonią, ale uratował sobie życie. Teraz uczy się funkcjonować na nowo, prosząc o pomoc w zakupie ortopedycznego sprzętu.
Dramatyczne wydarzenie miało miejsce 19 maja w zakładzie pracy Pana Piotra Pietranowicza. Mimo dramatycznej sytuacji, zachował zimną krew i nie spanikował.
– Byłem przytomny i skoncentrowany. Wtedy nie czułem bólu, nie panikowałem – powiedział nam Pan Piotr. Mężczyzna wykazał się niezwykłą opanowaniem w sytuacji zagrożenia życia. Sam zatamował krwawienie i wezwał karetkę pogotowia.
– Wiedziałem, że nie mogę się poddać. Musiałem żyć – dodaje.
Walka o rękę w Krakowie
Po wypadku, 29-latek trafił najpierw do szpitala w Rzeszowie. Później helikopter przetransportował go do szpitala im. Rydygiera w Krakowie, gdzie specjaliści walczyli o uratowanie kończyny.
– Lekarze zrobili wszystko, co było możliwe, ale ręki nie udało się uratować. Nerwy zostały wyrwane zbyt wysoko – wyjaśnia. Mężczyzna spędził w krakowskim szpitalu 10 dni, walcząc z bólem i szokiem po utracie kończyny. Po kilku dniach pojawił się ból fantomowy, który nie opuszcza go do dziś.
– Jest przeszywający i wyniszczający mój organizm – opisuje swoje doświadczenia. Mężczyzna bierze silne leki, które tylko częściowo łagodzą cierpienie.

Nauka życia jedną ręką
Obecnie Piotr jest w domu z żoną i 9-miesięcznym synkiem. Uczy się funkcjonować bez kończyny, co nie jest łatwe. Wcześniej był aktywny – chodził na siłownię, trenował sporty walki, dużo gotował. Teraz wszystko jest utrudnione, a zwykłe czynności wymagają ogromnego wysiłku.
– Cały ciężar codzienności spadł na prawą rękę, która musi teraz robić wszystko za dwie – tłumaczy. Jedyna sprawna ręka już zaczyna się buntować – pojawiają się objawy przeciążenia, drętwienie i ból.
Jak mówi, każdy dzień to walka: rehabilitacja, wlewy lidokainy na ból fantomowy, terapia INDIBA i spotkania z psychologiem. Wszystko po to, by odzyskać choćby część samodzielności.
– Jestem taki, jaki byłem, tylko po prostu jestem wdzięczny, że żyję – mówi w rozmowie z nami. Mężczyzna wie, że mógł stracić życie w tym tragicznym wypadku. – Mogłem nie widzieć, jak syn dorasta i idzie do przodu – dodaje, podkreślając, jak ważna jest dla niego rodzina.
Droga do protezy bionicznej
Przed 29-letnim Piotrem długa i kosztowna droga powrotu do sprawności. Przyjaciele i rodzina zorganizowali mu zbiórkę na protezę, która ma pomóc w zakupie urządzenia bionicznego (Zeus lub iLimb Access), które kosztuje 100–150 tys. zł. Do tego dochodzą miesięczne koszty leczenia, rehabilitacji i leków, ok. 5–6 tys. zł.
– Czeka mnie długa i kosztowna droga, dalsze leczenie, zabiegi, wsparcie neurologiczne i psychologiczne, a w końcu proteza – wylicza Pan Piotr. Łącznie potrzebuje około 250 tys. zł na powrót do ograniczonej sprawności.
Problem w tym, że orzeczenie o niepełnosprawności ma bardzo odległe terminy. Bez niego nie może ubiegać się o dofinansowania, na przykład z programu Aktywny Samorząd. Termin składania wniosków mija już 30 sierpnia – tuż po planowanym orzeczeniu o stopniu niepełnosprawności, które jest zaplanowane na 29 sierpnia.
– Nie proszę o litość. Proszę o szansę – podkreśla 29-latek, który chce wrócić do aktywnego życia. Mężczyzna ma nadzieję, że zbiórka na protezę da mu możliwość samodzielnego funkcjonowania.
– Każda wpłata to realna pomoc. Każde udostępnienie zwiększa szansę, że się uda – dodaje, nazywając siebie już teraz „przyszłym robo-tatą”.
Tragiczny wypadek pokazał, jak szybko może zmienić się życie. Piotr nie poddaje się i walczy o powrót do sprawności – dla siebie, żony i małego synka, który potrzebuje taty. Pomóc może każdy, wspierając zbiórkę na protezę.
(lp)
Czytaj więcej:
34. Rajd Rzeszowski sparaliżuje miasto. Ogromne utrudnienia w ruchu