– 115 tysięcy oddanych na mnie głosów zobowiązuje do ciężkiej pracy – mówiła we wtorek w Rzeszowie europosłanka Elżbieta Łukacijewska (KO).
Zdjęcia: Sebastian Stankiewicz / Rzeszów News
Elżbieta Łukacijewska była „jedynką” podkarpackiej listy Koalicji Obywatelskiej w eurowyborach. Na wszystkich kandydatów KO oddano 150 131 głosów, z czego Łukacijewska otrzymała aż 115 324. Tylu głosów w poprzednich wyborach nigdy nie zebrała, w Parlamencie Europejskim jest nieprzerwanie od 2009 roku.
Łukacijewska pozostanie jedynym podkarpackim przedstawicielem KO w europarlamencie i będzie w 21-osobowej delegacji KO, reprezentującej Polskę w nowej, pięcioletniej kadencji PE. We wtorek, po raz pierwszy od niedzielnych eurowyborów, publicznie podziękowała mieszkańcom Podkarpacia za oddane na nią głosy 9 czerwca.
– Kampania była bardzo długa, trwała prawie siedem tygodni. Trzeba mieć siłę, energię, kondycję, aby jeździć po naszym województwie, które małe nie jest. Za kierownicą samochodu spędziłam 9250 godzin. Byłam w każdym mieście powiatowym, w większości miast i miasteczek, na rynkach, targach, ulicach… – wspominała kampanię Łukacijewska.
Eurokampania, jak wyścig kolarski
We wtorek towarzyszyli jej koledzy z listy: Marcin Piotrowski oraz Józefa Podyma, który na liście KO reprezentował Zielonych. Byli też członkowie „Teamu Łukacijewskiej”, wspierającego europosłankę w kampanii. Im również Łukacijewska dziękowała za pracę. – Sukces jest pracą zespołową – podkreślała.
– To, jak w kolarstwie, wielki wyścig, w którym na lidera pracuje cała drużyna. Gdzieś tam się przepycha w peletonie, ale walczy fair, bo to była piękna walka – uważa Marcin Piotrowski, który sam w eurowyborach zdobył 1800 głosów. Piotrowski startował z ósmego miejsca. – Mamy bardzo mocny głos w Unii Europejskiej – wskazuje na Łukacijewską.
Niedzielne wybory były ósmymi w życiu Elżbiety Łukacijewskiej. Przed pracą w europarlamencie przez dwie kadencje była posłanką, polityczną karierę zaczęła robić w 1998 roku, gdy została wójtem bieszczadzkiej gminy Cisna. – W każdych kolejnych wyborach otrzymuję coraz więcej głosów – mówi dumnie europosłanka.
Ma do tego pełne prawo. Łukacijewska jest najbardziej rozpoznawalnym politykiem KO na Podkarpaciu, nie boi się krytykować partyjnych kolegów, w europarlamencie zasiada w trzech komisjach: kobiet i równouprawnienia, środowiska i zdrowia publicznego oraz transportu i turystki. To prace w komisjach świadczą o aktywności europosłów.
W tych dwóch ostatnich Łukacijewska była szczególnie aktywna. Postuluje m.in. o zwiększenie pieniędzy na narodowe systemy zdrowia, namawia Europejską Unię Medyczną, by to w Europie produkowano jak najwięcej lekarstw i antybiotyków, aby kraje unijne nie były uzależnione od Chin, zabierała też głos w sprawie ochrony firm transportowych.
Czego życzy Buczkowi?
Łukacijewska uważa, że nowa kadencja europarlamentu nie będzie łatwa, bo znajdzie się w nim sporo eurosceptyków – z Polski wysyła ich Konfederacja, która zdobyła sześć euromandatów. Jeden z nich na Podkarpaciu – dla Tomasza Buczka. – Eurosceptycy będą próbowali rozbijać europarlament, jedność od środka – prorokuje Łukacijewska.
Ale uważa, że jeżeli eurosceptycy będą tylko aktywni podczas sesji plenarnych w Strasburgu a nie będą pracować w komisjach, to ich pohukiwania nic nie dadzą. – Nie wystarczy podpis na listach – mówi europarlamentarzystka. Buczkowi wytknęła, że dużo mówi o polskości, a w kampanii jeździł niemieckim traktorem za prawie milion złotych.
– Życzę mu, by się nie poszedł do tej delegacji, która sprzyja Rosji, bo to będzie zły prognostyk dla Polski, Podkarpacia – uważa Łukacijewska.
Być może te obawy europosłanki są przedwczesne, o czym świadczyć mogą publiczne wypowiedzi Tomasza Buczka na temat Rosji i Ukrainy, które są hitem internetu ostatnich kilkudziesięciu godzin. Tak jak wypowiedzi Buczka są zaskakujące, tak reakcja na nie Grzegorza Brauna, też wkrótce europosła, bezcenna.
Nowemu europosłowi Konfederacji definitywnie nie można zarzucić sympatii do Putina, o czym świadczy ta elokwentna wypowiedź. Braunowi się pewnie ciężko tego słuchało. pic.twitter.com/74GV45TceF
— Nocny Pingwin (@Nocny_Pingwin) June 10, 2024
Na razie nie wiadomo, w jakiej grupie PE znajdzie się Konfederacja. Prawicowe są trzy: Europejska Partia Ludowa (centroprawica, chadecja), do której należą PO i PSL, Europejscy Konserwatyści i Reformatorzy (prawica), do których zalicza się PiS, oraz Tożsamość i Demokracja (skrajna prawica). Z tej ostatniej wyrzucono niemieckich ekstremistów z AfD.
Stracone euromandaty
Zdaniem Elżbiety Łukacijewskiej, niektóre euromandaty po niedzielnych wyborach będą „stracone”. W tym kontekście wymienia nazwisko Daniela Obajtka, byłego prezesa Orlenu, który zdobył euromandat z podkarpackiej listy PiS – był jej liderem. – Podkarpacie z mandatu dla Obajtka nie będzie miało żadnego zysku – przewiduje europosłanka KO.
Dziwi się, że mieszkańcy Podkarpacia zagłosowali na Obajtka (otrzymał ponad 170 tys. głosów, najwięcej w województwie), który wkrótce może mierzyć się z problemem uchylenia mu immunitetu. – Wyborcy PiS nie postawili na tych, którzy mają wiedzę i ciężko pracują – ubolewa Elżbieta Łukacijewska. Te cechy widziała u marszałka Władysława Ortyla.
Łukacijewska twierdzi, że w Parlamencie Europejskim szykuje się „pięć, gorących ważnych lat”, które zdominuje nowa perspektywa finansowa UE, sprawy dotyczące bezpieczeństwa, zdrowia, nienaruszalność granic i solidarność europejska. Uważa, że cała eurodelegacja KO jest do tych tematów świetnie przygotowana, bo dobrze włada językiem angielskim.
A kto jej zdaniem jest największym przegranym eurowyborów? Trzecia Droga (PSL i Polska 2050), która zdobyła tylko trzy euromandaty – dwa przypadły ludowcom (Krzysztofowi Hetmanowi i Adamowi Jarubasowi) i Michałowi Kobosce z PL 2050. – Totalny zjazd poparcia – oceniła Elżbieta Łukacijewska.
W nowej kadencji europarlamentu Podkarpacie będzie miało aż czterech posłów. Oprócz Łukacijewskiej, Buczka i Obajtka, także Bogdana Rzońcę z PiS. PiS na Podkarpaciu zdecydowanie wygrało wybory. Lista partii Kaczyńskiego zebrała prawie 53 proc. głosów.
(RzN)
– 115 tysięcy oddanych na mnie głosów zobowiązuje do ciężkiej pracy – mówiła we wtorek w Rzeszowie europosłanka Elżbieta Łukacijewska (KO).
Zdjęcia: Sebastian Stankiewicz / Rzeszów News
Elżbieta Łukacijewska była „jedynką” podkarpackiej listy Koalicji Obywatelskiej w eurowyborach. Na wszystkich kandydatów KO oddano 150 131 głosów, z czego Łukacijewska otrzymała aż 115 324. Tylu głosów w poprzednich wyborach nigdy nie zebrała, w Parlamencie Europejskim jest nieprzerwanie od 2009 roku.
Łukacijewska pozostanie jedynym podkarpackim przedstawicielem KO w europarlamencie i będzie w 21-osobowej delegacji KO, reprezentującej Polskę w nowej, pięcioletniej kadencji PE. We wtorek, po raz pierwszy od niedzielnych eurowyborów, publicznie podziękowała mieszkańcom Podkarpacia za oddane na nią głosy 9 czerwca.
– Kampania była bardzo długa, trwała prawie siedem tygodni. Trzeba mieć siłę, energię, kondycję, aby jeździć po naszym województwie, które małe nie jest. Za kierownicą samochodu spędziłam 9250 godzin. Byłam w każdym mieście powiatowym, w większości miast i miasteczek, na rynkach, targach, ulicach… – wspominała kampanię Łukacijewska.
Eurokampania, jak wyścig kolarski
We wtorek towarzyszyli jej koledzy z listy: Marcin Piotrowski oraz Józefa Podyma, który na liście KO reprezentował Zielonych. Byli też członkowie „Teamu Łukacijewskiej”, wspierającego europosłankę w kampanii. Im również Łukacijewska dziękowała za pracę. – Sukces jest pracą zespołową – podkreślała.
– To, jak w kolarstwie, wielki wyścig, w którym na lidera pracuje cała drużyna. Gdzieś tam się przepycha w peletonie, ale walczy fair, bo to była piękna walka – uważa Marcin Piotrowski, który sam w eurowyborach zdobył 1800 głosów. Piotrowski startował z ósmego miejsca. – Mamy bardzo mocny głos w Unii Europejskiej – wskazuje na Łukacijewską.
Niedzielne wybory były ósmymi w życiu Elżbiety Łukacijewskiej. Przed pracą w europarlamencie przez dwie kadencje była posłanką, polityczną karierę zaczęła robić w 1998 roku, gdy została wójtem bieszczadzkiej gminy Cisna. – W każdych kolejnych wyborach otrzymuję coraz więcej głosów – mówi dumnie europosłanka.
Ma do tego pełne prawo. Łukacijewska jest najbardziej rozpoznawalnym politykiem KO na Podkarpaciu, nie boi się krytykować partyjnych kolegów, w europarlamencie zasiada w trzech komisjach: kobiet i równouprawnienia, środowiska i zdrowia publicznego oraz transportu i turystki. To prace w komisjach świadczą o aktywności europosłów.
W tych dwóch ostatnich Łukacijewska była szczególnie aktywna. Postuluje m.in. o zwiększenie pieniędzy na narodowe systemy zdrowia, namawia Europejską Unię Medyczną, by to w Europie produkowano jak najwięcej lekarstw i antybiotyków, aby kraje unijne nie były uzależnione od Chin, zabierała też głos w sprawie ochrony firm transportowych.
Czego życzy Buczkowi?
Łukacijewska uważa, że nowa kadencja europarlamentu nie będzie łatwa, bo znajdzie się w nim sporo eurosceptyków – z Polski wysyła ich Konfederacja, która zdobyła sześć euromandatów. Jeden z nich na Podkarpaciu – dla Tomasza Buczka. – Eurosceptycy będą próbowali rozbijać europarlament, jedność od środka – prorokuje Łukacijewska.
Ale uważa, że jeżeli eurosceptycy będą tylko aktywni podczas sesji plenarnych w Strasburgu a nie będą pracować w komisjach, to ich pohukiwania nic nie dadzą. – Nie wystarczy podpis na listach – mówi europarlamentarzystka. Buczkowi wytknęła, że dużo mówi o polskości, a w kampanii jeździł niemieckim traktorem za prawie milion złotych.
– Życzę mu, by się nie poszedł do tej delegacji, która sprzyja Rosji, bo to będzie zły prognostyk dla Polski, Podkarpacia – uważa Łukacijewska.
Być może te obawy europosłanki są przedwczesne, o czym świadczyć mogą publiczne wypowiedzi Tomasza Buczka na temat Rosji i Ukrainy, które są hitem internetu ostatnich kilkudziesięciu godzin. Tak jak wypowiedzi Buczka są zaskakujące, tak reakcja na nie Grzegorza Brauna, też wkrótce europosła, bezcenna.
Nowemu europosłowi Konfederacji definitywnie nie można zarzucić sympatii do Putina, o czym świadczy ta elokwentna wypowiedź. Braunowi się pewnie ciężko tego słuchało. pic.twitter.com/74GV45TceF
— Nocny Pingwin (@Nocny_Pingwin) June 10, 2024
Na razie nie wiadomo, w jakiej grupie PE znajdzie się Konfederacja. Prawicowe są trzy: Europejska Partia Ludowa (centroprawica, chadecja), do której należą PO i PSL, Europejscy Konserwatyści i Reformatorzy (prawica), do których zalicza się PiS, oraz Tożsamość i Demokracja (skrajna prawica). Z tej ostatniej wyrzucono niemieckich ekstremistów z AfD.
Stracone euromandaty
Zdaniem Elżbiety Łukacijewskiej, niektóre euromandaty po niedzielnych wyborach będą „stracone”. W tym kontekście wymienia nazwisko Daniela Obajtka, byłego prezesa Orlenu, który zdobył euromandat z podkarpackiej listy PiS – był jej liderem. – Podkarpacie z mandatu dla Obajtka nie będzie miało żadnego zysku – przewiduje europosłanka KO.
Dziwi się, że mieszkańcy Podkarpacia zagłosowali na Obajtka (otrzymał ponad 170 tys. głosów, najwięcej w województwie), który wkrótce może mierzyć się z problemem uchylenia mu immunitetu. – Wyborcy PiS nie postawili na tych, którzy mają wiedzę i ciężko pracują – ubolewa Elżbieta Łukacijewska. Te cechy widziała u marszałka Władysława Ortyla.
Łukacijewska twierdzi, że w Parlamencie Europejskim szykuje się „pięć, gorących ważnych lat”, które zdominuje nowa perspektywa finansowa UE, sprawy dotyczące bezpieczeństwa, zdrowia, nienaruszalność granic i solidarność europejska. Uważa, że cała eurodelegacja KO jest do tych tematów świetnie przygotowana, bo dobrze włada językiem angielskim.
A kto jej zdaniem jest największym przegranym eurowyborów? Trzecia Droga (PSL i Polska 2050), która zdobyła tylko trzy euromandaty – dwa przypadły ludowcom (Krzysztofowi Hetmanowi i Adamowi Jarubasowi) i Michałowi Kobosce z PL 2050. – Totalny zjazd poparcia – oceniła Elżbieta Łukacijewska.
W nowej kadencji europarlamentu Podkarpacie będzie miało aż czterech posłów. Oprócz Łukacijewskiej, Buczka i Obajtka, także Bogdana Rzońcę z PiS. PiS na Podkarpaciu zdecydowanie wygrało wybory. Lista partii Kaczyńskiego zebrała prawie 53 proc. głosów.
(RzN)