
– Przy dobrej woli obu stron kwestię ekshumacji i upamiętnienia ofiar ludobójstwa na Wołyniu i w Galicji Wschodniej da się szybko załatwić. Dużo większym problemem jest postrzeganie tych wydarzeń przez oba narody – powiedział dr hab. Jan Pisuliński z Uniwersytetu Rzeszowskiego.
„Wspólna przestrzeń interesów”
Na niedawnej konferencji po spotkaniu z Wołodymyrem Zełenskim Donald Tusk poświęcił sporą część swojego przemówienia kwestii ludobójstwa na Wołyniu i w Galicji Wschodniej w czasie II wojny światowej. Wspomniał o potrzebie poszukiwania „wspólnej przestrzeni interesów”, a także zapowiedział konsekwentną pracę „na rzecz szybkiego, systemowego rozwiązania tego problemu”.
Dr hab. Jan Pisuliński z Instytutu Historii Uniwersytetu Rzeszowskiego wskazał, że wypowiedź premiera o wspólnej przestrzeni interesów, w kwestii zbrodni wołyńsko-galicyjskiej można rozumieć dwojako.
Rozbrojenie politycznej „miny”?
– Po pierwsze, w kontekście reszty wypowiedzi premiera, wspólna przestrzeń to przekonanie, że sprawy historyczne nie powinny być wykorzystywane w bieżącej grze politycznej, jak mniemam, chodzi o to, by nie zablokowały ukraińskiej drogi do UE i NATO – powiedział Jan Pisuliński – Można to ująć jako rozbrojenie politycznej „miny” na tej drodze.
Ekspert podkreślił, że – oprócz interpretacji politycznej – można to także odczytywać na płaszczyźnie historycznej.
– Może chodzić o konsensus, że nawet nie zgadzając się co do interpretacji tego, co wydarzyło się w stosunkach polsko-ukraińskich w okresie II wojny światowej, istnieje płaszczyzna co do której się zgadzamy, tj. obowiązek ekshumacji, identyfikacji i należytego pochówku ofiar – tłumaczył dr Pisuliński.
Czy możliwe jest szybkie rozwiązanie problemu?
Czy możliwe jest szybkie i systemowe rozwiązanie problemu, który pozostaje nierozwiązany od ponad 80 lat? Zdaniem eksperta, jeśli przyjąć, że chodzi wyłącznie o sprawę ekshumacji, to przy dobrej woli obu stron, można ją szybko załatwić. Jednak poważniejszy problem tkwi gdzie indziej – w interpretacji tego, co się wówczas zdarzyło.
– Sprawa ta jest przedmiotem dyskursu od kilkudziesięciu już lat. Strona polska uważa zbrodnie na Wołyniu za zorganizowaną i systematycznie prowadzoną akcję nacjonalistów ukraińskich mającą cechy ludobójstwa, zaś po stronie ukraińskiej podają ostatnio sformułowania o „wojnie polsko-ukraińskiej”, wzajemnych atakach. Jest to więc spór o przyczyny i interpretację tego co się wówczas wydarzyło, po części również o liczbę ofiar – podkreślił historyk.
Zełenski nic nie wspomniał
W swojej wypowiedzi Zełenski nie wspomniał nic o rozwiązaniu drażliwych kwestii historycznych. Czy należy to odczytywać jako sygnał, że wyłącznie strona polska jest zdeterminowana, by załatwić je „szybko i systemowo”? W ocenie eksperta nie należy wysnuwać takiego wniosku, a przyczyn, dla których Zełenski pominął tę kwestię może być kilka.
– Mogło to wynikać z faktu, że moment wcześniej mówił o tym premier Tusk i prezydent, zgadzając się z jego słowami, nie miał nic więcej do dodania. Ale można też zauważyć, że obaj mówili o tym, na czym im najbardziej zależy. Prezydentowi kraju borykającego się z agresją rosyjską, przy trudnym położeniu na froncie, zależy w tym momencie na dalszej pomocy Polski i reszty Zachodu, na integracji z UE i NATO jako gwarancjami bezpieczeństwa i odbudowy kraju, szczególnie wobec niepewności co do polityki nowo obranego prezydenta USA – wyliczał Pisuliński.
Polska może obecnie kreować agendę Unii
Ekspert z Uniwersytetu Rzeszowskiego zaznaczył, że postawa Polski jest szczególnie istotna w kontekście przewodzenia UE w tym półroczu, co daje możliwości kreowania agendy Unii. Dodał, że być może Wołodymyr Zełenski, jako osoba urodzona we wschodniej części kraju, będąc świadom jak delikatna jest sprawa Wołynia, nie chciał popełnić faux pas. (PAP)

– Przy dobrej woli obu stron kwestię ekshumacji i upamiętnienia ofiar ludobójstwa na Wołyniu i w Galicji Wschodniej da się szybko załatwić. Dużo większym problemem jest postrzeganie tych wydarzeń przez oba narody – powiedział dr hab. Jan Pisuliński z Uniwersytetu Rzeszowskiego.
„Wspólna przestrzeń interesów”
Na niedawnej konferencji po spotkaniu z Wołodymyrem Zełenskim Donald Tusk poświęcił sporą część swojego przemówienia kwestii ludobójstwa na Wołyniu i w Galicji Wschodniej w czasie II wojny światowej. Wspomniał o potrzebie poszukiwania „wspólnej przestrzeni interesów”, a także zapowiedział konsekwentną pracę „na rzecz szybkiego, systemowego rozwiązania tego problemu”.
Dr hab. Jan Pisuliński z Instytutu Historii Uniwersytetu Rzeszowskiego wskazał, że wypowiedź premiera o wspólnej przestrzeni interesów, w kwestii zbrodni wołyńsko-galicyjskiej można rozumieć dwojako.
Rozbrojenie politycznej „miny”?
– Po pierwsze, w kontekście reszty wypowiedzi premiera, wspólna przestrzeń to przekonanie, że sprawy historyczne nie powinny być wykorzystywane w bieżącej grze politycznej, jak mniemam, chodzi o to, by nie zablokowały ukraińskiej drogi do UE i NATO – powiedział Jan Pisuliński – Można to ująć jako rozbrojenie politycznej „miny” na tej drodze.
Ekspert podkreślił, że – oprócz interpretacji politycznej – można to także odczytywać na płaszczyźnie historycznej.
– Może chodzić o konsensus, że nawet nie zgadzając się co do interpretacji tego, co wydarzyło się w stosunkach polsko-ukraińskich w okresie II wojny światowej, istnieje płaszczyzna co do której się zgadzamy, tj. obowiązek ekshumacji, identyfikacji i należytego pochówku ofiar – tłumaczył dr Pisuliński.
Czy możliwe jest szybkie rozwiązanie problemu?
Czy możliwe jest szybkie i systemowe rozwiązanie problemu, który pozostaje nierozwiązany od ponad 80 lat? Zdaniem eksperta, jeśli przyjąć, że chodzi wyłącznie o sprawę ekshumacji, to przy dobrej woli obu stron, można ją szybko załatwić. Jednak poważniejszy problem tkwi gdzie indziej – w interpretacji tego, co się wówczas zdarzyło.
– Sprawa ta jest przedmiotem dyskursu od kilkudziesięciu już lat. Strona polska uważa zbrodnie na Wołyniu za zorganizowaną i systematycznie prowadzoną akcję nacjonalistów ukraińskich mającą cechy ludobójstwa, zaś po stronie ukraińskiej podają ostatnio sformułowania o „wojnie polsko-ukraińskiej”, wzajemnych atakach. Jest to więc spór o przyczyny i interpretację tego co się wówczas wydarzyło, po części również o liczbę ofiar – podkreślił historyk.
Zełenski nic nie wspomniał
W swojej wypowiedzi Zełenski nie wspomniał nic o rozwiązaniu drażliwych kwestii historycznych. Czy należy to odczytywać jako sygnał, że wyłącznie strona polska jest zdeterminowana, by załatwić je „szybko i systemowo”? W ocenie eksperta nie należy wysnuwać takiego wniosku, a przyczyn, dla których Zełenski pominął tę kwestię może być kilka.
– Mogło to wynikać z faktu, że moment wcześniej mówił o tym premier Tusk i prezydent, zgadzając się z jego słowami, nie miał nic więcej do dodania. Ale można też zauważyć, że obaj mówili o tym, na czym im najbardziej zależy. Prezydentowi kraju borykającego się z agresją rosyjską, przy trudnym położeniu na froncie, zależy w tym momencie na dalszej pomocy Polski i reszty Zachodu, na integracji z UE i NATO jako gwarancjami bezpieczeństwa i odbudowy kraju, szczególnie wobec niepewności co do polityki nowo obranego prezydenta USA – wyliczał Pisuliński.
Polska może obecnie kreować agendę Unii
Ekspert z Uniwersytetu Rzeszowskiego zaznaczył, że postawa Polski jest szczególnie istotna w kontekście przewodzenia UE w tym półroczu, co daje możliwości kreowania agendy Unii. Dodał, że być może Wołodymyr Zełenski, jako osoba urodzona we wschodniej części kraju, będąc świadom jak delikatna jest sprawa Wołynia, nie chciał popełnić faux pas. (PAP)